Komentarz: W stronę Azji

 

W zeszłym roku około 44% importu do Unii Europejskiej pochodziło z krajów azjatyckich. Inne kraje europejskie stanowiły 31%, a Ameryka Północna 12% udziału. Głównym kierunkiem wywozu z Unii były inne kraje europejskie z 35% całkowitego eksportu, a następnie Azja (30%) i Ameryka Północna (20%). UE odnotowała znaczny deficyt w handlu z krajami Azji, podczas gdy w handlu z innymi krajami europejskimi i Ameryką Północną wystąpiły duże nadwyżki.

W rozmowie z EUROPE DIRECT Kraków dr Marek Moroń przybliży kwestie związane z dyskursami związanymi z postrzeganiem Azji przez Europejczyków. 

Dr Marek Moroń – dyplomata; konsul generalny RP w Mumbaju (2001–2006), wykładowca akademicki, doradca. Specjalizuje się w kwestiach dotyczących Azji Południowej.

Co uważa Pan na temat geopolityki w świetle dyskursów historycznych związanych z postrzeganiem Azji?  

Geopolityka jako paradygmat akademicki rozpatruje kwestie polityki międzynarodowej poprzez kategorie i terminy geograficzne. W polityce zagranicznej czy międzynarodowej używać można i należy wielu instrumentów i punktów widzenia, dopóki nie uczyni się z nich fetyszu lub koniunkturalnej, dobrze sprzedającej się retoryki, obudowanej quasi-akademicką retoryką. Przy ocenie działań i kierunku polityki zewnętrznej, każdy podmiot, czyli praktycznie państwo, musi brać pod uwagę swe położenie geograficzne. Na znaczenie położenia państwa i charakteru jego bliższych i dalszych sąsiadów zwracał już uwagę Kautilja, w swym dziele Arthaśastra z okresu II-III wieku p.n.e. Innymi słowy możemy tworzyć terminy dla określania nowych dziedzin badań, często jednak okazuje się, że jest to trochę na zasadzie „rediscoveries”. Można też sięgnąć do myśli Fernanda Braudela, którą w niektórych aspektach można mieć w pamięci, przy kreowaniu polityki zagranicznej. Chodzi mi o to co Braudel nazywa historią zdarzeniową, a więc krótkim okresem w odniesieniu, do którego znacząca część polityki zagranicznej jest budowana. Są też, lub raczej winny być, strategiczne cele polityki państwa, które biorą pod uwagę   geografię, historię zdarzeniową, ale i pewien zespół postulatu strategicznego nieupowszechnianego. Charakter polityki zagranicznej nie zmienił się od czasu Kautilji, że Macchiavellego już nie wspomnę szerzej. Jest to sztuka osiągania uświadomienie przemyślanego celu. W polityce bez względu na retorykę geopolityczną i historię zdarzeniową obowiązuje z reguły zasada, którą wypowiada bohater jednego z polskich filmów z lat bodaj 80. XX wieku, kiedy mówi do swego przeciwnika po zakończonej grze w karty: „Graliśmy uczciwie. Ty oszukiwałeś, ja oszukiwałem, wygrał lepszy”. Rolą humanistów   działających w takiej polityce jest maksymalnie możliwe wprowadzanie dyskursu wartość i empatii do jej przestrzeni. 

Czym jest kierunek badań zwany „subaltern studies”? 

Subaltern studies to szkoła akademicka, czy też kierunek budowania historii z innego punktu widzenia. Szkołę tak nazywaną utworzyli indyjscy akademicy w Wielkiej Brytanii i w Indiach na początku lat 80. XX wieku. Przede wszystkim należy wymienić nazwisko profesora Ranajita Guha. W mojej ocenie subaltern studies to ciekawy kierunek promujący spojrzenie na historię Azji Południowej, przede wszystkim okresu od XVIII wieku do połowy XX wieku. Zresztą po nieco ponad 15 latach aktywności akademicko-publicystycznej, zaczęła się jego krytyka odśrodkowa tzn. ze strony własnego środowiska akademickiego. W mojej ocenie nie należy fetyszyzować subaltern studies. Propozycje spojrzenia na historie z pozycji „subalternów’ czyli społecznych grup nieuprzywilejowanych, były mocno artykułowane już w XIX wieku. Przede wszystkim należy wspomnieć o Karolu Marksie i jego wskazywaniu na proletariat, a więc grupę subalteryjną, jako najważniejszy podmiot tworzący historię swych czasów. Zatem nie jest to nic nowego choć w kontekście Azji Południowej, może być ocenione jako kusząca alternatywa spojrzenia. Ja sam pamiętam, gdy pod koniec lat 60-tych XX wieku chodziłem do szkoły średniej w Dhace (obecnie Bangladesz) to w podręczniku do historii okres od końca XVIII wieku do niepodległości był podzielony na podrozdziały według lat rządów wicekrólów i gubernatorów brytyjskich. Rzecz dziś nie do wyobrażenia. W połowie lat 90-tych XX wieku zaczęły już środowiska subalteryjne mówić o postsubaltern studies. Krytyka zasadzała się na „oskarżaniu” subaltern studies o prowokowaniu zbyt ostrej dyskusji o eksploatacji klasowej oraz o prezentowaniu „Orientu” jako regionu, gdzie różnice kulturowe czynią niemożliwymi analizy w oparciu o zachodnie doświadczenia. Subaltern studies to ciekawe doświadczenie akademickie w odniesieniu do Azji Południowej, ale zupełnie niepionierskie, jeśli chodzi o skale świata. 

Czy zechciałby Pan przybliżyć czytelnikom co oznacza pojęcie „dyskurs kominternowski”?

Termin „dyskurs kominternowski” chyba ja wymyśliłem, bo już od trzech osób miałem zapytania, czy mogą używać tego terminu ze wskazaniem na mnie jako źródło. Moje zainteresowanie dyskursem eurocentrycznym jako ekstrapolacji dyskursu kolonialnego zasadza się na ocenie celowości ukazania, iż Europa od (około) XVIII wieku zaczęła postrzegać Azję nie z punktu widzenia Europy, bo to byłoby uzasadnione, ale jako przedmiot stworzony dla Europy. Przedmiot taki: „Azja” postrzegany był jako nierozwinięty cywilizacyjnie (bo nie był podobny do Europy), zamrożony w prehistorii (to ocena Hegla) i nie posiadający zdolności do samodzielnego funkcjonowania. Niezależnie od grabieżczej działalności firm i rządów Europy w Azji Południowej zaczęto na początku XIX wieku wskazywać na obowiązek Europy   ucywilizowania Azji Południowej, który to region nie jest w stanie odnaleźć się nurtach rozwoju świata. Ten wstęp jest konieczny dla udzielenia odpowiedzi co do terminu dyskurs kominternowski”. Do drugiej polowy XX wieku mogliśmy w mojej ocenie wyróżnić „twardy” eurocentryzm, charakteryzujący się pogardą i dyskwalifikowaniem umiejętności ludów zamieszkujących Azję Południową (tu znów trzeba wymienić Hegla) oraz „lekki eurocentryzm”.Wyrażany był on jako orientalizm, postrzegający Azję jako egzotyczny ląd obcych i dziwnych obyczajów, rytuałów itd. które nawet warto studiować jak przedmiot badań, ale nie traktować jako równorzędny cywilizacyjnie Europie podmiot. Termin   dyskurs kominternowski nawiązuje właśnie w nazwie do organizacji sowieckiej, Komintern (1919-1947, a potem do 1956 jako Kominform), ale nie ma związku bezpośredniego z tą instytucją „Komintern”, jaką znamy z historii. Chodzi o to, że partie komunistyczne   wyrażały poprzez powołane organizacje i poprzez indywidualne osoby, poglądy solidaryzowania się z ludami „pod jarzmem kolonializmu” oferując im przekaz, który w istocie swej nie odbiegał od założeń eurocentrycznych. A więc: 

„My, komuniści, dla Was, mieszkańcy Azji, mamy przepis, aby wydobyć Was z upadku pod jarzmem kolonializmu i zacofania cywilizacyjnego”.

Sami sobie nie dacie rady, ale nic nie szkodzi. Musicie tylko przyjąć jedyną skuteczną i właściwą ideologię komunistyczną oraz gospodarcze zasady pełnej nacjonalizacji i planowania tak jak my, a wasz sukces jest pewny. Innymi słowy „My komuniści, wypełniamy nasza misję wobec Was, którzy sami nie jesteście w stanie dojść do sukcesów, poprzez pokazanie Wam ideologii oraz metod rządzenia gospodarka”. Dlatego nazywam taka retorykę (i działania) kolejnym awatarem eurocentryzmu, a z racji jego komunistycznych źródeł nazwałem go dyskursem kominternowski. 

Wywiad przeprowadził Bartłomiej Małczyński.

Punkt EUROPE DIRECT Kraków prowadzony przez Instytut Polityk Publicznych. Działanie współfinansowane przez Unię Europejską.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *